Rękodzieło
nie jest tanie ?!?!?!?! Ależ jest ! Moje na pewno !
Oglądając zachwycające prace
koleżanek po fachu trafiłam na kilka artykułów, których celem
jest "uświadomienie" konsumentom, "dlaczego rękodzieło
nie jest tanie".
Ja nie będę rozpisywać się na ten temat zbyt
wiele ;-) zwyczajnie podam kalkulację prezentowanego poniżej
naszyjnika.
Materiały:
Guziki: (ile może kosztować guzik? 50
groszy, złotówkę? Nie! Może kosztować i kosztuje 5 złotych –
ręcznie wykonany włoski guzik z masy perłowej – ten, który
nadaje ton całej pracy)
Guziki duże: 5+3+1,5+1=10,5
Guziki małe:
1+1+0,7+0,7+0,5+0,5+0,5=4,90
Onyks: 5
Koraliki hematytowe, fire polish,
drobne, cekiny: 2
Alkantara i filc: 2
Łańcuszek metalowy: 3
Zapięcia:2
Ozdobne pudełko: 5
Klej krawiecki, nici: 1,5
Amortyzacja narzędzi: 1,5
Razem:37,40 zł
I na tym prosta kalkulacja się kończy.
Czas pracy (i tu z obliczeniami
nie jest już tak łatwo):
Projekt, dobór materiałów (jeśli
się ma wszystkie na miejscu), wykonanie, wykończenie,
fotografowanie, obróbka zdjęć, opis produktu, zamieszczenie w
sieci: około 10 godzin, jeśli wszystko idzie zgodnie z
planem - więcej niż dniówka! Jeśli się sprzeda, to pakowanie i
wyjazd na pocztę, czyli czas, koszt bezpiecznej koperty, paliwo i
amortyzacja samochodu. Koszt przesyłki to wbrew pozorom nie tylko
znaczek pocztowy!
I tu moje pytanie brzmi – ile
powinien na godzinę zarabiać rękodzielnik? Czy minimum
krajowe? Czy 10 zł na godzinę? Więcej? Mniej?
Amortyzacja i koszty licencji, (bo
pracuję tylko na legalnym oprogramowaniu, które w momencie
prowadzenia działalności gospodarczej i wykorzystywania dóbr
niematerialnych dla celów komercyjnych są znacznie droższe niż
dla zwykłego konsumenta): aparat fotograficzny, lampy, komputer,
programy komputerowe. Plus prąd oczywiści i podwyższony podatek od
nieruchomości, gdzie zarejestrowana jest działalność.
Nawet nie potrafię obliczyć, jaki by
był koszt tego wszystkiego przypadający na jeden przedmiot. A
przecież te pieniądze trzeba zainwestować z góry, żeby w ogóle
cokolwiek zacząć.
Paliwo i czas poświęcony na zakup
materiałów w sieci lub realu. Najdłuższa moja sesja w sklepie
internetowym trwała 14 godzin! Nie ma słów, które opisałyby
zmęczenie oczu, po takim maratonie. Przeszukanie sklepu z taką
drobnicą, jakiej ja używam i znalezienie pośród 10 tyś (!)
produktów w danym sklepie, dokładnie tego, czego potrzebuję, to
często cały dzień. Wyjazd do hurtowni to pokonanie – w obie
strony – 70 km (kilometrówka: 0,84x70=58,80) + 2 godziny w aucie +
przynajmniej 3 w samym przybytku rozkoszy.
Do tego koszty prowizji za sprzedaż
przez internet i opłaty za zamieszczanie informacji w sieci. Ja
jeszcze robię to darmowo, ale wkrótce to się zmieni. Opłata za
pośrednictwo w sprzedaży przez internet to koszt 5-25% ceny
sprzedanego towaru.
Do tego koszty używania kasy
fiskalnej, która wraz z ufiskalnieniem kosztowała w zaokrągleniu
1800 zł i programu księgowego, który trzeba odnawiać co roku
(około 350 zł/rok).
A ile ma kosztować pomysł, który
sprzedaję razem z produktem? I to, że pani, która założy mój
naszyjnik będzie jedyną na świecie z takim cackiem na szyi? Tak,
moja biżuteria jest wykonywana w jednym, jedynym, niepowtarzalnym
egzemplarzu.
Oczywiście w odzieżowych sieciówkach też można kupić świecidełka i są one tańsze, choć muszę przyznać, że nie zawsze. Chiński naszyjnik, który całkiem przyzwoicie wygląda w sieciówce można kupić za... No za ile? Sami wiecie najlepiej. Przedział cenowy to 50-90 zł. Tak, tak. Proszę się nie oburzać. Tyle końcowego klienta kosztuje coś ładnego i chińskiego. Chińskiej biżuterii nie daje się jednak indywidualnie dopasować.
Dość powiedzieć, że ja tworzę prace z konceptem, czyli z konkretnym pomysł przewodnim albo kiedy mam wytyczne od klientki, która wie, czego chce, do czego to ma pasować i jak chce w tym się poczuć. Zazwyczaj pada wtedy słowo WYJĄTKOWO. O tym pisałam już na swoim blogu.
Czy to, że ktoś poczuje się w naszyjniku absolutnie wyjątkowo można wycenić?
Oczywiście w odzieżowych sieciówkach też można kupić świecidełka i są one tańsze, choć muszę przyznać, że nie zawsze. Chiński naszyjnik, który całkiem przyzwoicie wygląda w sieciówce można kupić za... No za ile? Sami wiecie najlepiej. Przedział cenowy to 50-90 zł. Tak, tak. Proszę się nie oburzać. Tyle końcowego klienta kosztuje coś ładnego i chińskiego. Chińskiej biżuterii nie daje się jednak indywidualnie dopasować.
Dość powiedzieć, że ja tworzę prace z konceptem, czyli z konkretnym pomysł przewodnim albo kiedy mam wytyczne od klientki, która wie, czego chce, do czego to ma pasować i jak chce w tym się poczuć. Zazwyczaj pada wtedy słowo WYJĄTKOWO. O tym pisałam już na swoim blogu.
Czy to, że ktoś poczuje się w naszyjniku absolutnie wyjątkowo można wycenić?
No i na koniec owa szokująca
wiadomość.
Cena naszyjnika to 149 zł (bez
dodatkowych kosztów przesyłki)
Szok prawda!?
Ale, ale. Z tych 149 zł, oddam
fiskusowi 23% VAT (bo jestem zarejestrowanym płatnikiem tego
podatku), a po odliczeniu kosztów, z
tego, co mi zostanie, oddam jeszcze 18% podatku dochodowego.
A ZUS ? ! No przecież jeszcze ZUS. Co miesiąc go płacę niezależnie od tego, czy sprzedaję, czy nie.
Czyż nie lepiej położyć się na
kanapie i pooglądać telewizję?!
Zdecydowanie lepiej!
Tym, którzy to robią, często
zazdroszczę :-)
Ale później wracam do tego:
Czy warto? Wy mi
powiedzcie...
A może o czymś zapomniałam?
Zachęcam do pozostawiania komentarzy, a za każdy z nich z góry dziękuję :-)
A może o czymś zapomniałam?
Zachęcam do pozostawiania komentarzy, a za każdy z nich z góry dziękuję :-)
W artykule wykorzystano zdjęcia
Magdaleny Bartoszak:
Inspiracją były artykuły:
Witaj :) Trafiłam na twojego bloga od Yadis :) Cieszę się, że coraz więcej osób bez skrupułów wycenia swoje rękodzieło, podając wszystko na tacy. Ja też postanowiłam zrobić taką wycenę i na koniec spadłam z krzesła.
OdpowiedzUsuńCzy mogłabym udostępnić link to tego wpisu w swoim artykule, by ludzie mogli zobaczyć ciężką pracę innych rękodzielników? www.ilovehandmade.pl/ile-kosztuje-rekodzielo/
Pozdrawiam serdecznie, I ♥ handmade
Witam, właśnie wyceniam swoje prace. Jestem gdzieś na poczatku ścieżki jeśli chodzi o sprzedaż. Obecnie pracuję, ale chciałam przeliczyć jak by to miało wyglądać po założeniu firmy. Tak chce sprzedawać żeby z tego żyć. Nie chcę robić słabych rzeczy. Czy Tobie się udało ?
OdpowiedzUsuńNapisałam ten tekst 4, nie, 5 lat temu. Tak, minęło przeszło 5 lat odkąd założyłam własną działalność. Przepraszam, że odkryłam powyższe komentarze dopiero teraz. Gapa ze mnie, ale nie pozostawię ich bez odpowiedzi. Czy mi się udało? Tak. Nie mogło być inaczej, bo tworzenie biżuterii to niezmiennie moja pasja, zajęcie, z którego zwolnić mogę się tylko sama, a tego nie zrobię. Czy żyję z mojej biżuterii? Dopóki płaciłam mały ZUS przez pierwsze dwa lata działalności udawało mi się skromnie żyć, choć raczej nazwałabym to nie życiem a przeżyciem. Po przejściu na pełny ZUS, powróciłam do świadczenia usług na rzecz innych podmiotów gospodarczych, czyli stało się dokładnie to, co przewidywałam. Dywersyfikacja źródeł dochodu. I nie łudźmy się, kierat po prostu. Praca przez 100 dni bez jednego wolnego dnia w czasie sezonu. Często po 14 godzin na dobę. Dzięki temu zdobyłam nowe doświadczenia. Potwierdziłam istnienie kolejnego mojego talentu, o który się podejrzewałam, ale bałam się do niego przyznać. Do pisania. Że umiem to robić. Czy nadal prowadzę działalność? Tak. Praca na samą siebie, nie jest łatwa i często zazdroszczę tym, którzy pracują na etatach, mają płatne urlopy i chorobowe. Wbrew pozorom ja nie zarabiam więcej niż oni, choć wszystkim tak się wydaje. Jest wiele spraw, o których mogłabym napisać z perspektywy tych 5 lat, być może to uczynię. Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy zaglądają na mój blog i kibicują mojej twórczości, nie tylko tej biżuteryjnej :-)
OdpowiedzUsuń