Pomysł był prosty: kolczyk ma przypominać kształtem tancerkę flamenco. A flamenco to szeroka spódnica z licznymi falbanami, które tańcząc wykonują kawał ciężkiej pracy za tancerkę, hi, hi. Teraz pewnie wszystkie tancerki flamenco odgrażają mi się w myślach za to stwierdzenie. Cóż, mogę sobie na taki dowcip pozwolić, bo też tańczę i wiem, że przygotowanie kilku minut choreografii to godziny ciężkiej pracy.
A zatem falbany... widać je?
Szklany kaboszon, złote fasetowane koraliki fire polish,
koraliki Toho, koraliki z efektem benzyny,
trzy odcienie zieleni i złoty sznureczek.
Kolczyki mają dużą, wydawałoby się, nieproporcjonalną formę i na pierwszy rzut oka mogę wydawać się zbyt dziwne. Efekt jednak, i to efekt WOW!, kolczyki zyskują po ich założeniu. A tańczą? że hej!.
Mała flamencowa stylizacja zdjęciowa, nie mogłam się powstrzymać :-)
i tak, wiem, wiem, kastaniety nie są profesjonalne ;-)
Koncert finałowy szkoły tuż, tuż! Jeśli ktoś ma ochotę dołączyć do grona szczęśliwców na widowni, zakosztować hiszpańskich rytmów i ucieszyć oko feerią falbaniastych barw w grochy, to zapraszam, chętnie zdradzę szczegóły: co, gdzie, kiedy. Warto! Ja też tam będę tańczyć... albo mylić kroki :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz