Uwielbiam wietrzną aurę na moment przed burzą. Ciężkie, bure chmury i przedzierające się przez nie promyki słońca, które czynią cuda z kolorami. Liście drzew przy porywistym wietrze obracają się i ukazują swoje jaśniejsze, meszkowate podbrzusza. Powietrze staje się jakby bardziej przezroczyste, zmysły wyostrzone. Natura targa sama sobą. Barwy nabierają mocy, wydają się być nasączone wiszącą w powietrzu wilgotną gwałtownością. W nielicznych promykach słońca kolory rozbłyskują i gasną. Wszystko staje się wyraźne, naładowane. I wtedy nastaje moment uwolnienia, energia eksploduje. Powietrze ma zapach metalicznej elektryczności.
Kolory nawałnicy odnalazłam w motku akrylowej mikrofibry.
Opalizujący guzik jak nieśmiały promyk przedzierający się przez burzowe chmury i na moment rozświetlający nabrzmiałe wilgocią kolory.
Ot, tak dziś troszkę prozaicznie.
Nawałnica - czas energetycznej kumulacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz