Zadanie było jasne: kolczyki dopasowane do nowego stroju scenicznego jako prezent jubileuszowy. Proste? Hmm. Kolor sukienki: coś pomiędzy burgundem o fioletowym odcieniu a bordo wpadającym w buraczkowy. Czy coś Wam to mówi? Zabrałam wszelkie możliwe - na oko - pasujące odcienie sznurków, taśm, koralików i kamieni. I co? Pasował jeden odcień sznurka! A przecież mam tego wszystkiego tyle! Niezbadana jest kraina odcieni.
Najpierw przestudiowałam kształty kolczyków flamenco i narysowałam kilka możliwych rozwiązań. Projekciki przedstawiłam mojej Maestrze do akceptacji. Po krótkiej analizie wybrałyśmy kształt - naszym zdaniem - najlepiej pasujący do twarzy tancerki, która miała być obdarowana. Po zrealizowaniu pomysłu stwierdziłam, że obrana przeze mnie koncepcja dała mega efekt. Kolczyki były po prostu ogromne! Lekkie, bo ażurowe i OGROMNE.
Koraliki Toho, bugle, fire polish, sznurek skręcany, metalowy kwiatek ażurowy
Pudełeczko obłożone aksamitem.
Wystraszyłam się nieco tej wielkości, kolor zresztą też odbiegał od początkowo założonego, dlatego zdecydowałam się uszyć jeszcze jedną parę do wyboru. Wybrałam wzór - nazywany przeze mnie, - klasycznym, który zawsze się sprawdza: jest efektowny, bo składa się z różnorodnych elementów, a jednak zwarty w bryle. Kolorystyka też inna, podyktowana centralnym kamieniem - fasetowanym jadeitem.
Te kolczyki miały już bardziej standardowe rozmiary i ciekawe końców, które mienią się "benzynowo" odcieniami różu i rudości.
Jadeit, koraliki Toho, dagger beads, sztuczne perły.
Maestra jak tylko zobaczyła obie pary, już ich z rąk nie wypuściła :-). Każda para miała pudełeczko, metkę i certyfikat oryginalności z nadanym specyficznym numerem dla każdej pracy. Tydzień później zostałam uściskana przez darującą i skomplementowana przez obdarowaną. Obie były - zdaje się - wniebowzięte. A ja razem z nimi :-)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz